
Ja trafiłem przez przypadek. To znaczy u podstaw stał jednak kiepski stan zdrowia i niewiedza jak wyglądają procedury sanatoryjne. Mocno mnie „przetrzepało” podczas wizyty w Polsce najbardziej znanej ostatnio choroby na świecie i faktycznie potrzebowałem wsparcia w zdrowieniu. Przypadek zatem wyniknął u mnie z desperacji podkreślony głośnym „Ratuj mnie Pan Panie doktorze!!!”.
Po wszystkich badaniach, które tylko dało się zrobić bez wizyty w przychodni dla kosmonautów, moje samopoczucie nie poprawiało się i sam poprosiłem o sanatorium. Nie za bardzo wiedząc, co się z tym łączy. Nie miałem nawet mglistego pojęcia w temacie procedur sanatoryjnych i jakiejkolwiek wiedzy. Na zadane mi przez lekarza pytanie: „A z NFZ-tu czy z ZUS-u pan chce jechać?” jedne co mi przyszło do głowy to odpowiedź: „A jak pan woli? Co jest łatwiejsze?”.
Z perspektywy czasu i doświadczeń wiem, że to pytanie było mocno nietrafione, bo lekarz wolał to, co dla niego jest łatwiejsze (na tamtą chwilę). Szybko wypełniliśmy druczek do sanatorium z zdrowotnego ramienia NFZ.
c.d.n.